niedziela, 31 marca 2013

Podsumowanie Triuduum Paschalnego



                                           
Boże, kiedy słucham mowy zwierząt, szumu drzew, szeptu wód, szmeru wiatru i grzmotu piorunów, odnajduję w nich potwierdzenie Twojej Boskiej jedności, czuję że jesteś najsilniejszy, wszechmocny, żeś wiedzą absolutną i samą sprawiedliwością.
Boże, odnajduję ciebie we wszystkich przeciwnościach losu. Pozwól bym miał udział w Twoim zadowoleniu. Pragnę być Twoją radością, jaką jest dziecko dla ojca. Spraw bym pamiętał o Tobie nawet w najgorszych chwilach, gdy trudno będzie mi przyznać, że Cię kocham...

Skrzywdziliśmy Cię, Jezu. Każdy z nas ma przypisaną przynajmniej jedną ranę na Twoim świętym ciele. Najbardziej bolesne są te, które przechodzą na Ciebie z innego człowieka cierpiącego z naszego powodu. Wiemy Panie, że czasu nie można cofnąć. Nie możemy uleczyć Twojego bólu, ale możemy go odrobinę złagodzić. Tylko musimy tego bardzo chcieć.
Wszyscy mamy szanse odkupić własne winy, ale żeby to zrobić, musimy spotkać ludzi, którym zrobiliśmy krzywdę i poprosić ich o wybaczenie. Wtedy rana zostanie, ale zadośćuczynimy wyrzutami sumienia, albo namaścimy Twoją ranę balsamem miłości, który zadziała jak morfina na Twoje umęczone ciało.

Często płaczemy na myśl o cierpieniu Twoimi innych ludzi, o cierpieniu, w którym widzimy swoją winę. Z naszych oczu płyną łzy bezradności. Te łzy to nic innego jak słowa, które trzeba uronić. Czasami wstydzimy się powiedzieć zwykłe ‘przepraszam’. Panie, dodaj nam odwagi, bo bez tych słów radość traci swój blask, a nasze dusze przejmuje bezbrzeżny smutek.
Jednak nie wystarczy tylko przeprosić. Aby poznać pełnię radości trzeba również wybaczyć. Pozwól nam, abyśmy kierowali na każdego człowieka spojrzenie pełne miłości, tak, jak twoje.
A Ty, wisząc na krzyżu, złamany bólem, znalazłeś siłę, aby skierować swoje spojrzenie na każdego człowieka. To spojrzenie mówiło:
Wybaczam wylane łzy.
Wybaczam ból i rozczarowanie.
Wybaczam zdradę i kłamstwa.
Wybaczam oszczerstwa i intrygi.
Wybaczam nienawiść i rozczarowanie.
Wybaczam zadane mi rany.
Wybaczam niespełnione marzenia i zaprzepaszczone nadzieje.
Wybaczam nikczemność i zawiść.
Wybaczam obojętność i złą wolę.
Wybaczam bezprawie w imię prawa
Wybaczam złość i przemoc.
Wybaczam zaniedbania i zapomnienie
Wybaczam ci, bo cię kocham i ponieważ ty mnie nie kochasz.
Wybaczam ci, ponieważ sprawiłeś mi najwięcej bólu.
Wybaczam, chociaż mnie odrzucasz i przez ciebie nie czuję radości.
Wybaczam, choć nie rozumiesz kim jestem i co tu robię.

Ty nam wybaczyłeś. My też możemy wybaczyć innym, ale czy to da nam upragnioną ulgę? Nie doznamy spokoju duszy, gdy nie wybaczymy też sobie.
A teraz pomóż nam Panie powiedzieć samemu sobie:
Wybaczam także sobie.
Niech nie ciążą mi na sercu nieszczęścia z przeszłości.
Zamiast chować urazę i żal, chcę współczuć i rozumieć.
Zamiast buntu wolę muzykę mojego serca.
Zamiast bólu wybieram zapomnienie, a zamiast zemsty – radość zwycięstwa.
Będę kochać, choćby moja miłość była nieodwzajemniona.
Będę dawać, choćbym sam nie miał.
Będę z zapałem pracować, choćbym napotykała przeszkody.
Wyciągnę pomocną dłoń, choćbym był opuszczony i samotny.
Osuszę swoje łzy, choćbym płakał.
Nie stracę wiary, choćby inni przestali we mnie wierzyć!                   


Panie, ty pokazałeś nam najczystszą, najbardziej bezinteresowną i można nawet powiedzieć, że niczym nieuzasadnioną miłość. Bo za co nas kochałeś? Co takiego zrobiliśmy, że zdecydowałeś się tak cierpieć? Tak okropnie cię ranimy, nie zwracają c na to uwagi, a Ty nas kochasz? A może tak ogromną przyjemność sprawia Ci jedno miłe słowo powiedziane drugiemu człowiekowi, chwila prawdziwej modlitwy, jedno krótkie ‘kocham” w natłoku codziennych spraw?
Miłość to jedyna rzecz, która może nas zbawić niezależnie od popełnionych grzechów. Miłość jest zawsze najsilniejsza.

Wydaje nam się, że słowami jesteśmy w stanie wyrazić swoje myśli i zrozumieć innych. To nie prawda. Nawet Ty, Panie, gdy stanąłeś oko w oko z przeznaczeniem, miałeś chwilę zwątpienia, poznałeś, że słowa to za mało. Milczałeś. Wiedziałeś, że to co ma się stać, wydarzy się bez zbędnych słów. Słowa wyrażają pychę i lekceważenie. Ty nauczyłeś nas pokory.

Nie bałeś się działać i podjąć swojego krzyża, chociaż wiedziałeś co Cię czeka. Pokazałeś nam, że opisywać sytuację i znać ją z relacji innych to nie to samo co jej doświadczyć. Twoja odwaga nie może się równać z niczym. Twoja odwaga była tak silna, że mimo wątpliwości, przeobraziłeś ją w poświęcenie. Byłeś jak wojownik, który czerpie siłę z czynów, a nie z wyobrażeń o własnej mocy.. Panie, pomóż nam być taki mi wojownikami.

Straciłeś za nas życie Jezu. Twoje piękne życie. Byłeś sławny. Ludzie Cię kochali, szanowali. Twoje życie było pełne radości, bo potrafiłeś czerpać ją ze wszystkiego. Nie wielu tak potrafi. Tak samo jak niewielu byłoby w stanie pożegnać najlepsze chwile pełne przyjemności i szczęścia w zamian za coś tak niestałego i fałszywego jak człowiek. Ale czy nasze życie mogłoby być wymienione? Czy czas pełen intryg, złości i gniewu, które dają przyjemność, można nazwać życiem?
Ty, Panie, żyłeś naprawdę. Wiedziałeś, że Twoje życie nie będzie stracone… że zamieni się w coś większego, lepszego… Nie straciłeś życia, ty oddałeś je w imię miłości.

Chryste prosimy cię o wsparcie i siłę.
Przepraszamy Cię za wszystko, co sprawiło Ci ból.
Dziękujemy Ci za to, że byłeś… że jesteś…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz