niedziela, 30 marca 2014

Zawsze obok



Niżej znajdziesz opowiadanie, które było inspiracją do scenariusza naszego filmu.

Życzę wytrwałości - jest długie ;)





Cześć! Jestem bardzo młody, może trudno w to uwierzyć, ale wiele przeszedłem. Chciałbym podzielić się z Tobą moją historią.

Moje życie rozpoczęło się w dość nietypowych okolicznościach. Mama – bardzo odpowiedzialna bizneswoman – przeżywała rozkwit swojej kariery. Premia za premią, awans za awansem. Krótko mówiąc spełniały się jej marzenia. Pewnego dnia, kiedy była już prawie u celu, dostała propozycję objęcia wysokiego stanowiska w zagranicznej filii firmy, w której pracowała. Decyzję podjęła od razu po usłyszeniu tej wspaniałej wiadomości, jednak postano-wiła pokazać, że nie działa pod wpływem impulsu i wykorzystać 60 dni, które dostała na zastanowienie się nad tą propozycją. Był to jeden z tych dni, w których człowiekowi wydaje się, że może latać. Od razu po wyjściu z gabinetu szefa, zadzwoniła do swojej koleżanki, żeby poinformować ją o tym, co stało się przed chwilą. Koleżanka mamy to bardzo szalona kobie-ta, która żyje chwilą i nie zastanawia się nad konsekwencjami, celem jej życia jest dobra zabawa, więc od razu zaproponowała mamie imprezę. Ku zdziwieniu ich obu, mama przyjęła propozycję całkiem entuzjastycznie i bez szczególnego namawiania zgodziła się na odrobinę szaleństwa.

Wieczorem wybrały się na wieczór taneczny organizowany w najlepszym klubie w mieście. Przed samym wyjściem, mamę dopadły wątpliwości, bo przecież ona była sama. Nigdy nie umiała rozmawiać z mężczyznami i przede wszystkim nie miała na to czasu. Koleżanka też nie miała partnera, jednak z zupełnie innych przyczyn. Twierdziła, że nie ma co się przywiązywać, bo to sprawia same problemy. Kiedy już sięgała po telefon, aby jakoś odwołać wyjście, dostała SMS-a: „Jestem pod domem. Czekam. Licznik bije”. Niezbyt szczęśliwa zeszła na dół i wsiadła do taksówki, w której czekała na nią wyszykowana koleżanka.

- Hej! To jaki mamy plan? – zapytała mama.

- Plan? Chyba żartujesz! Dzisiaj takie słowo nie istnieje! A po tym jak opowiesz mi dokładnie i ze szczegółami cały dzisiejszy dzień, autodestrukcji ulegną wszystkie słowa, którymi wypełniona jest twoja głowa. Odpręż się! – odpowiedziała podekscytowana koleżanka i podała mamie butelkę ulubionego wina.

Droga do klubu była długa i dodatkowo wydłużały ją uliczne korki, ale to nie przeszkadzało pasażerkom, które rozmawiały o awansie, wyjeździe i wszystkich związanych z tym sprawach. Jednak im dłużej jechały, tym mniej trunku zostawało w butelce, a ich rozmowa schodziła na mniej poważne tematy. Gdy dotarły do celu, mama była już dość pijana, bo bardzo rzadko piła alkohol w takich ilościach. Koleżanka wprowadziła ją do klubu, po czym od razu można było poznać, że jest jego stałą bywalczynią. Zamówiły szampana, siadły na miękkiej sofie pod ścianą i rozmawiały, przyglądając się tańczącemu tłumowi.

W pewnym momencie przysiadł się do nich młody mężczyzna, który wyraźnie kokietował koleżankę mamy. Po chwili poszli na parkiet zostawiając mamę samą. Dokoń-czyła szampana. Koleżanka długo nie wracała, więc mama chciała wychodzić, gdy przysiadł się do niej tata. Mama była już dość mocno pijana, więc rozmowa się kleiła, a tata zamawiał jej kolejne drinki. Tańczyli, zaczęli się przytulać i po niedługim czasie wylądowali w klubo-wej toalecie. To było pierwsze i ostatnie spotkanie moich rodziców.

Następnego dnia mama była w dużym szoku, bo nawet nie pamiętała jak znalazła się w domu, a tego, co działo się poprzedniego wieczora zupełnie nie mogła sobie przypomnieć. Jednak nie była tym faktem zaniepokojona, ponieważ z rozmowy telefonicznej z koleżanką wynikało, że jej towarzyszka ma tak samo i obie zaliczają ten wieczór do udanych. Jeden dzień wolnego i wszystko wróciło do normy.

Po dwóch tygodniach wiedziałem już wszystko o mojej mamie. Jak wygląda jej dzień, czego nie lubi, ile śpi, co je, jak spędza wolny czas… Właściwie dowiedziałem się, że czternaście godzin na dobę spędza w pracy, nie lubi jak ktoś się jej narzuca i przeszkadza jej w wypełnianiu obowiązków, prawie nie śpi, je w biegu i niezdrowo, a wolnego czasu nie ma.

Bardzo mi się to nie spodobało, więc postanowiłem ją o tym poinformować. Zaczęły się mdłości. Mama była załamana, ale świadoma swojego trybu życia, więc wyczytała w Internecie, że zmiana diety i więcej odpoczynku powinny pomóc. I pomogły. Było mi znacznie lepiej. Nie przypuszczałem, że długie kąpiele przy Mozarcie tak odprężają. Niestety zdarzały się tylko wieczorami, a w ciągu dnia jedynym, ciągłym i nieprzerwanym doznaniem był szum korporacji oraz to, że mamę bardzo boli kręgosłup.

Jedenasty dzień mojego życia był bardzo trudny dla mamy. Był jednym z tych, kiedy bierze się wolne i nie ma ochoty na nic. Mama dowiedziała się, że jej koleżanka bierze ślub. Zaszła w ciążę i bierze ślub. Dla kogoś innego ta informacja byłaby wspaniała i przyniosłaby ogromną radość, jednak nie dla mamy. Ona właśnie tego dnia uświadomiła sobie, jak bardzo jest samotna. Dotarło do niej, że nie ma nikogo z kim mogłaby tak naprawdę podzielić się tym, co przeżywa, każdym swoim dniem. Pół dnia spędziła leżąc w łóżku i płacząc w poduszkę. Było mi bardzo smutno, bo nie mogłem…nie wiedziałem jak pomóc. To na pewno nie był pierwszy taki dzień w jej życiu, bo wiedziała jak sobie pomóc. Szybko znalazła sobie zajęcie, które pochłonęło ją bez reszty – zaczęła pisać sprawozdania z ubiegłego miesiąca. Może nie był to najlepszy z możliwych sposobów, ale pokazał jak bardzo moja mama jest silna i odważna. Nie poddaje się i nawet w trudnych chwilach nie przestaje dążyć do celu.

Stan krytyczny szybko minął i nastąpił kolejny tydzień pełen pracy i obowiązków, które męczą, ale dają satysfakcję. W tym tygodniu dowiedziałem się jak wygląda prawdziwe zebranie zarządu firmy. Ile jest przy tym bieganiny i stresu. Wszystko powinno być dopięte na ostatni guzik, a godzinę przed spotkaniem wysiada generator i w całym budynku nie było prądu. To jak wielkie tsunami. Nie działają komputery, drukarki, faksy, nie ma dostępu do danych i właściwie wszystko legło w gruzach. To był dzień, kiedy mama została doceniona przez wszystkich. Okazało się, że jako jedyna wszelkie potrzebne materiały przygotowała i wydrukowała wcześniej, a do tego zrobiła kilka kopii, żeby nigdy ich nie zapomniała. Dzięki niej wszystko odbyło się tak jak należy. Ale byłem z niej dumny, kiedy po spotkaniu wszyscy podchodzili do niej, gratulując i dziękując. Mama była tak radosna i szczęśliwa, że miała ochotę zatańczyć na chmurze, a ja razem z nią.

Po tym szczególnym dniu, kiedy mama uratowała zebranie zarządu, wszyscy współpracownicy mieli do niej ogromny szacunek, ale też patrzyli na nią z zazdrością, bo zaskarbiła sobie poważanie szefa. Myśleli, że dobrze się kryją pod maską miłych uśmiechów

i ciepłych uścisków dłoni, ale ona widziała jak patrzą w jej stronę. Było jej z tym ciężko, ale miała dużo pracy, więc nie miała czasu się nad tym zastanawiać. No właśnie. Pracodawca zobaczył jak jest solidna i uznał, że trzeba to jak najlepiej wykorzystać, bo zapewne niedługo wyjedzie i sam będzie musiał wykonać część obowiązków. Dlatego też mama dostała mnóstwo zleceń, które wyjątkowo wykraczały poza zakres jej obowiązków. Znowu przestała się wysypiać, zaczęła zapominać o jedzeniu, które zastępowała hektolitrami gorzkiej kawy.

Przez jakiś czas to wytrzymywałem, bo nie chciałem jej przeszkadzać, ale dwudziestego trzeciego dnia mojego życia już nie dałem rady. Miałem wrażenie, że w moich żyłach zaczęła płynąć paląca kawa. Tak nie mogło być! Nie mogłem pozwolić, żeby mojej mamie stało się to samo! Znowu dałem jej do zrozumienia, że coś jest nie tak. Jednak wtedy nie myślałem, że odbierze to w ten sposób.

Znowu miała mdłości, a tym razem postarałem się o kilka dni migreny i huśtawki nastrojów. Nie robiłem tego w złej wierze. Chciałem pomóc mojej mamie. Ostatnim razem pomogło.

Mama się zaniepokoiła i poszła do lekarza. Ten mądry człowiek powiedział jej, że to nie grypa i że należałoby zrobić USG i badania krwi. Pobrali mamie krew i umówili ją następnego dnia na odbiór wyników i badanie. Mama była podenerwowana, nie wiedziała co się dzieje, ale dzielnie to znosiła. Następnego dnia, gdy było już po wszystkich badaniach, usłyszała wyjątkową diagnozę: „Jest pani w ciąży. Początek piątego tygodnia”.

Nie mogłem zrozumieć co stało się z moją mamą, ale od wyjścia z gabinetu lekarza, ciągle była nieobecna. Powoli wracały do niej urywki wspomnień z tego pamiętnego wieczoru, kiedy to zostałem poczęty. Wzięła tydzień urlopu. Bardzo się zdziwiłem, bo nie pracowała. Całymi dniami siedziała przed komputerem i szukała jakichś informacji. Nie mogłem rozgryźć o co jej chodzi, ale chyba w pewnym momencie trafiła na to, czego szukała, bo jej serce zaczęło bić trochę szybciej, a w głowie pojawił się cień zainteresowania. Nie miałem pojęcia dlaczego i w jaki sposób ukrywała przede mną wszystko co robiła i w co się tak bardzo zaangażowała. Nigdy wcześniej tak nie było. Nagle poczułem, że podjęła decyzję.

Następnego dnia mama umówiła się na wizytę u lekarza w klinice, której adres znalazła w Internecie. Rozmowa z lekarzem przebiegała bardzo dziwnie. On nie mówił prawie nic. Mama też. Dała mu dokumentację lekarską i powiedziała tylko, że musi to skończyć, bo czeka ją zagraniczna kariera i nie może pozwolić sobie na taką przerwę, musi usunąć przeszkodę. Lekarz zapytał czy jest pewna. Ona tylko skinęła głową. Zawahała się nad odpowiedzią na pytanie „kiedy?”, ale w końcu uznała, że najlepiej zrobić to od razu, że nie ma na co czekać. A ja dalej nie wiedziałem co się dzieje.

Mama położyła się na leżance, podobnej to tej, na której robiono jej badanie USG. Ucieszyłem się, bo tamten zabieg był bardzo przyjemny, na początku było zimno, ale później tak przyjemnie łaskotało. Ale było coś nie tak. Mam była zdenerwowana, a po policzku spływała jej łza. Coś wkłuto jej w żyłę i niedługo po tym bardzo zachciało mi się spać. Poczułem jakby ogromne zmęczenie. Próbowałem z tym walczyć, żeby dowiedzieć się co będzie dalej, ale nie dałem rady. Było mi głupio, bo mama na pewno by z tym wygrała, choćby przy pomocy dużego kubka czarnej kawy. Jak bardzo napiłbym się wtedy kawy…

Chyba nie spałem długo. Moje przebudzenie było straszne. Zobaczyłem przed sobą czarną otchłań, która wsysa w siebie wszystko, co mnie otacza. Byłem coraz bliżej. Bardzo się bałem. Starałem się jak najbardziej oddalić od tej czarnej dziury, ale nie miałem możliwości i z każdą chwilą traciłem siły. Chyba ze strachu straciłem przytomność. Nagle poczułem jakby coś uciskało mnie w brzuch. Coś twardego i zimnego. I rzeczywiście tak było. Przylgnąłem do otchłani, która chciała mnie wciągnąć, ale zaparłem się i walczyłem. Już prawie się uwolniłem, gdy z otchłani wychynęły stalowe szczypce, które zabrały mi ręce i nogi. Stałem się taki bezbronny. Nie zostawiono mi niczego. To był okropny ból, nie wiem jak go opisać. Nie był tylko fizyczny, ale psychiczny. Poczułem wstyd, że jestem taki słaby, że nie umiem tego powstrzymać, że nie jestem taki jak mama, bo ona na pewno wiedziałaby co zrobić i pokonałaby to. Zacząłem się zastanawiać, co się z nią dzieje, ale zanim dokończyłem myśl, w moje ciało wbiło się coś zimnego. Zapiekło. Nagle poczułem jak to coś zaczyna mnie ciągnąć. Bolało. Czułem się winny i bałem się o moją mamę. Nie chciałem, żeby ona cierpiała tak, jak ja. Chciałem ją przed tym uchronić. Nigdy bym sobie nie wybaczył tego, że moja mama była tak krzywdzona z mojej winy. Było mi okropnie przykro. Pozostało we mnie tylko tłukące się w szalonym tempie serce, ale w końcu serce też mi wyrwano. Umarłem.

To było bardzo dziwne uczucie. Już nie byłem z moją mamą. Teraz byłem obok niej. Cały czas jestem przy niej, ale to już nie jest to samo. Bardzo się ucieszyłem, gdy zobaczyłem, że nic jej nie jest. Udało jej się zrobić karierę za granicą, bardzo dobrze jej się powodzi. Poukładała sobie życie, choć nadal jest sama. Niepokoi mnie tylko jedno. Mama prawie nie śpi, a gdy tylko przymknie oczy, krzywi się, a jej oczy są pełne łez. Martwię się o nią, ale jest bardzo silna i wiem, że sobie poradzi. Zawsze będę ją wspierał! Ona zrobiłaby dla mnie to samo…

2 komentarze: