31.12 ostatni dzień roku...
Niezwykły czas, w którym to 99,9% z nas decyduje się na zmiany- jakaś dieta, mająca na celu zbliżenie naszej figury do tej idealnej, wymarzonej; nowa motywacja do nauki dla uczniów i studentów; wypisanie listy marzeń do osiągnięcia w 2016 roku i tak dalej i tak dalej...
Przykłady można mnożyć, pytanie tylko po co to robimy?
Przecież równie dobrze moglibyśmy zacząć to robić w dowolną środę roku, a nie czekać z tym aż do Sylwestra, czyż nie?
W takim razie po co nam te postanowienia, dalekosiężne plany, snucie marzeń i planów?
Odpowiedź jest prosta- zaczynamy nowy rozdział w życiu. Otwieramy nowy kalendarz z nadzieją, że ten nadchodzący Nowy Rok będzie lepszy dla nas... A to co było trudne, co było problemem, co nas smuciło- zostawiamy za sobą i nie chcemy do tego wracać...
Jesteśmy pełni sił i zapału do wprowadzenia rygorystycznych, czasem wręcz drastycznych form egzekwowania naszych starań. Gdy zapomnisz zrobić 50 brzuszków w czwartek, to w piątek każesz sobie zrobić 100.
A co będzie gdy zapomnisz zrobić w piątek? Prosta operacja matematyczna kazałaby zrobić 150, ale... Ale wtedy myślisz, że nie dasz rady i się poddajesz... I być może czekasz do momentu gdy znowu będziesz miała nową, białą kartę w życiu...
A co będzie jeśli Ci powiem, że Twoja wiara może wyglądać podobnie?
Może od wielu już lat coś odwlekasz, nie chcesz się z tym zmierzyć, może przeraża Cię konfesjonał, może masz jakąś niezamkniętą duchowo sprawę, może od wielu miesięcy coś Cię w Kościele denerwuje, może masz dość swojego życia, a może tak naprawdę to sam nie wiesz o co Ci chodzi...
A może to wszystko, jest wynikiem tego, że tak właściwie to nie znasz Boga ?
Brzmi fatalnie, prawda?
Jak to osoba chodząca co tydzień do kościoła, co miesiąc do spowiedzi może nie znać Boga?
Niestety, może...
Przeczytaj proszę, to znalezione w odmętach internetu, świadectwo...
"Była sobie dziewczynka, która od najmłodszych lat miała wpajane ze Pan Bóg to taki wielki, stary dziadek, który każe za złe, a za dobre czasem nagradza. Dziewczynka bardzo się bała owego starca i pilnowała się, bo nie chciała pójść do piekła. Potem ktoś zaczął jej mówić ze jednak ten Pan Bóg, to jest miłosierny i że ją bardzo kocha. Piękna wizja, nieprawdaż ? Potem usłyszała, że Bóg to chce naszego dobra, że chce abyśmy byli doskonali i powinniśmy się o to starać. Za jakiś czas kto inny tę teorie zanegował i powiedział ze Bóg kocha nas takimi jacy jesteśmy i ze nie musimy się starać o jego aprobatę. Kilka miesięcy później usłyszała jeszcze inna teorie. I tak co jakiś czas nowa teoria, nowy obraz Boga w nią uderzał...
Aż w końcu, zdała sobie sprawę ze tak naprawdę to ona nie wie jaki ten Bóg jest. No bo niby skąd ? Ani go nie poznała, ani nie widziała. Próbowała go poznać, próbowała z nim
Rozmawiać poprzez modlitwę. Lecz nie było odpowiedzi...
Próbowała wielokrotnie...
Bardzo się starała. Przygotowywała najpiękniejsze adoracje jakie potrafiła, ale nadal nie było wyraźnej odpowiedzi. Nadal nie wiedziała jaki ten Bóg jest.
Pewnego dnia gdy tak płakała sobie cichutko w pokoju, nad tym ze praktycznie tyle lat poświęciła na odkrywanie Boga, na szukanie jego obecności, na tropieniu go, ze teraz ma zwyczajnie dość. Dość tego wszystkiego, całej szopki, tych wszystkich wyszukanych frazesów- zaufaj Bogu, a on Ci pomoże; powierz Pani swą drogę; itd. Jak mogła wierzyć, ufać komuś bezgranicznie gdy o nim nic nie wiedziała?
Świat cały czas podsuwa nam sposoby na życie- spełniaj marzenia, baw się, żyje się tylko raz, miłość i przyjaźń są najważniejsze... Czy aby na pewno ? Mała dziewczynka nie wytrzymywała takiego ciśnienia z zewnątrz, ciśnienia jakie na nia wywierał pędzący w szalonym tempie świat... I zwyczajnie nie potrafiła sobie poradzić z tym wszystkim...
Czy ta historia świadczy o tym ze ta dziewczynka jest złym człowiekiem ?
Myślę ze nie...
Jest to historia o dziewczynce która pewnego dnia, przejrzała na oczy i zapragnęła popłynąć wreszcie pod prąd, a nie jak inne zdechłe ryby zadowalać się tym co los przyniesie. Mała dziewczyna postanowiła przestać słuchać opinii innych, bo widziała że prawda na nich budowana jest zwykła ułudą. Mała dziewczynka zachłysnęła się świeżym powietrzem i zapragnęła go więcej.
Czy to znaczy ze przestała szukać Boga?
Oczywiście ze nie!
Nadal Go szuka tylko teraz sama chce stworzyć swoją własna opinie o Nim, chce sama na własnej skórze przekonać się jaki ten Bóg jest..."
Być może przez całe swoje życie zadowalałaś się tylko takim obrazem Boga, o jakim usłyszałaś podczas Ewangelii, podczas kazania, czy na lekcjach religii...
(Oczywiście nikt tego obrazu nie neguje, ale sama przyznasz, że jest on dość mało konkretny i często się wykluczający.)
A może nigdy sama nie zechciałaś poszukać Boga, odkryć Go w ciszy, w drugim człowieku, w nowym doświadczeniu?
Może się boisz, że gdy zaczniesz szukać Boga to okaże się, że Go nie ma, a Kościół wciska Ci jakiś "kit", i te wszystkie odklepane różańce pójdą na marne...
Może zostaniesz wyśmiana przez znajomych i rodzinę...
Nie martw się tym, tylko
ZAPRAGNIJ POZNAĆ BOGA!
Niech oświetli, to co od dawna jest spowite mrokiem w Twojej duszy,
Niech przemieni to co najglębiej w sobie ukrywasz,
Niech uleczy Twoje rany,
Niech tchnie w Ciebie NOWEGO DUCHA!
Niech obdarzy Cie darem WIARY!
Jeżeli zdecydujesz się na ten, no nie ukrywajmy, przełomowy skok w nowy rok, to
będziesz...
staniesz się...
zrobisz...
zyskasz...
osiągniesz...
A zresztą, jeśli to zadanie stanie się numerem 1 na Twojej liście planów na 2016 rok, to sama za 366 dni przekonasz się ile się zmieniło...
Ale teraz decyzja zależy od Ciebie :)
Tym optymistycznym akcentem,
życzę Ci fantastycznego 2016 roku,
pełnego błogosławieństwa, nadziei, miłości, radości,
a przede wszystkim pełnego
BOGA !
"Kiedy Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko inne jest na swoim"
ale prawdziwe i aktualne.dziekuje
OdpowiedzUsuń